środa, 21 stycznia 2015

Jaśminowa kryjówka

 
  Koło domu od strony rzeki rosły jaśminy.Kiedy przyjeżdżaliśmy na wakacje, akurat nastawała pora ich kwitnienia.Pamiętam ich dusząco słodki zapach. Budził mnie co rano, bo Babcia wstawiała wazon z kwitnącym jaśminem do pokoju, w którym spaliśmy. Moje zadanie polegało na wymianie wody w wazonie, która bardzo szybko nabierała niemiłego zapachu.Dzisiaj ten zapach kojarzy mi się nostalgicznie i ilekroć zapomnę wymienić wodę w wazonie z ciętymi kwiatami, wsadzam nos do niego i wspominam tamte jaśminy.      Jaśminy były rozłożyste. Gałęzie sięgały niemal do ziemi, tworząc przytulny zakątek. Było to ulubione miejsce na piaskowe kąpiele kur. W południe, latem, kiedy robiło się naprawdę gorąco,chowały się właśnie pod nie i tam wygrzebawszy sobie w piaszczystym gruncie dołki, przeczekiwały drzemiąc, najgorętszą porę. Od czasu do czasu któraś zaczynała trzepać skrzydłami, wzbijając tumany pyłu. Lub zapadały w drzemkę a wtedy na oczy zachodziły im powieki, z dołu do góry. A ja wiedziona nosem przyszłego biologa wsadzałam tam swoje trzy grosze, z namiętnością obserwując ich tajemne życie . Nieraz wczołgiwałam się do nich ostrożnie, byle nie obudzić śpiącego kurzego towarzystwa, chcąc doznać uczucia ukrycia i odizolowania od otoczenia. Chcąc poczuć to co one czuły. Ciągnęło mnie w takie zakamarki, byle tylko zobaczyć świat z innej, mniej ludzkiej perspektywy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz