sobota, 31 stycznia 2015

Były jeszcze pola i łąki


  

 Ciotka Halina ze mną przed gankiem. Jej rodzina mieszkała gospodarstwo wcześniej.

 Były jeszcze pola i łąki za rzeką, tak zwane hanieckie. Były samotne tam wyprawy albo rodzinne poobiednie spacery. Zadziwia mnie dzisiaj ta zwykłość owych spacerów. Ich oczywistość nie była dyskutowana. Wolny czas często spędzało się razem. Tak samo jak msza i obiad niedzielny były wspólne. Tak samo jak sjesta w sadzie na kocu, po niedzielnym obiedzie.
   Rozsiadaliśmy się na kocu w niewielkim ogrodzie za domem, zajadając gruszki ulęgałki albo wiśnie ociekające sokiem, tzw szklanki.  Dzieci nadawały tym sjestom ożywczy charakter. Stare historie na nowo opowiedziane nabierały świeżości i znaczenia. Dzięki naszej, dzieci obecności, pojawiało się mnóstwo nowych spojrzeń na stare sprawy. Znów mogły zachwycać dorosłych śliwki w sadzie, świecące swoim granatem. Pszczoły Dziadka przestawały być niezauważalnym elementem otoczenia stając się źródłem dociekań i pytań. A wspominki Wujka o jego wyprawach z braćmi do lasu, w poszukiwaniu powojennych militariów, zawsze budziły w nas wielkie emocje.
   Kiedy zmęczyło mnie zadawanie pytań, leżąc cichutko, wsłuchiwałam się w rozmowy o rodzinie, kawałkami poznając jej historię lub zanurzałam się w świat fantazji a szmer głosów wyciszał mnie i w końcu usypiał.
  Często zostawiona sama sobie wyrywałam się na pola za rzeką. W słoneczne dni kładłam się brzuchem na trawie i w skupieniu przyglądałam się owadom wyobrażając sobie, że jestem częścią ich świata. Skaczące koniki polne lub pracowicie uwijające się mrówki, w sobie tylko znanym celu czy  żuczki z mieniącymi się pancerzami przemykały tuż przed moimi oczami. Świat zmieniał perspektywę. Nagle trawy stawały się lasem a małe rozpadliny wąwozami nie do przebrnięcia. Zapamiętywałam się bez reszty, zagubiona w odmiennej perspektywie. Dopiero drapanie źdźbeł traw i ukąszenia bąków dawały odczuć, że jestem intruzem, że mój świat jest inny.
   Kiedy susza letnia trwała zbyt długo, Dziadek zakręcał stawidła w jazie przy młynie. Wtedy woda kierowała się do rowów melioracyjnych przecinających hanieckie łąki. W końcu wylewała się z nich tworząc małe, płytkie jeziorka w zagłębieniach pól. Wprost idealne do kąpieli. Oczywiście celem dorosłych było nawadnianie łąk ale oboje z bratem, niepomni tego, uwielbialiśmy się w nich kąpać.
   Szczególnie jedno zagłębienie, tuż koło małej górki sosnowej na naszej łące, przypadło mi do gustu. Nagrzane letnim słońcem, było ciepłe niemal jak zupa. Z rozpędem rzucałam się w nie na brzuch i ślizgałam po mokrej trawie jak po lodzie, tworząc wokół kaskadę rozbryzgów.
   Rowy melioracyjne rozszerzające się ku górze, do tej pory do przeskoczenia i prawie pozbawione wody, nagle przybierały rozmiary małych rzeczek. Nie sposób było je pokonać. Trzeba było dojść do stawideł postawionych w poprzek nich, służących do regulacji poziomu wody na poszczególnych odcinkach, żeby tam, stąpając ostrożnie po wąskim murku przeprawić się na drugą stronę.
   Woda była obecna zawsze i we wszelakiej formie. Była dobrodziejstwem tej krainy, jej bogactwem.(Niestety stała się w końcu jej przekleństwem). Jednak wiosną pokazywała swoja siłę i nieokiełznannie. Rzadko widywałam wiosenne wylania rzeki. Ale, został mi w oczach,  czy to wiosenny czy letni jej zdumiewający rozmiar, kiedy wypełniona topniejącymi śniegami lub wezbrana od deszczowych opadów, podchodziła niemal pod dom. Nigdy go jednak, za mojej pamięci, nie dosięgła. Na tyle wysoko ponad jej poziomem, stał bezpieczny na straży spokoju domowników. Zawdzięczam tamtym okolicom i Wiśle, pamiętanej z dzieciństwa, swoje pragnienie mieszkania nad wodą. Do dzisiaj nie wyobrażam sobie życia bez dostępu do niej.

3 komentarze:

  1. Przez ostatnie lata zawód melioranta został skutecznie wymazany z listy zawodów. Stąd te problemy z powodziami. Zbyszek mówi, że coraz mniej takich zapaleńców wodnych jak on.

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś o tym wiem, mój Ojciec z wykształcenia jest właśnie inż.meliorantem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zbyszek jest meliorantem i mój wujek jego dziekan (włodzimierz parzonka prof akademi rolniczej wro)
    Wujek juź dawno jest na emeryturze - -muszę wierzyć Zbyszkowi

    OdpowiedzUsuń