sobota, 17 stycznia 2015

Babcia i zwierzęta

   Kiedy po przyjeździe, wchodziłam w końcu na ganek domu, pobieżnie lustrując dwa przydomowe ogródki kwiatowe po bokach, już słychać było gwar powitań tych, którzy, dotarli tam przede mną.      Kuchnia tradycyjnie i z racji swego położenia stanowiła serce domu. Więc tutaj spotykałam wszystkich.
   Po wejściu witałam się dosyć oficjalnie z Dziadkiem, nieco czulej z Babcią  i naprawdę radośnie z Wujkiem i Ciocią, pokoleniem moich rodziców. Nadto z ludźmi nie posiadającymi dzieci, którzy zawsze zajmowali się mną i bratem z wielkim oddaniem i miłością. Przytulaniom i całusom nie byłoby końca, gdyby nie potrzeba wygłaskania kotów rozłożonych na specjalnej dla nich ławie przy oknie. Stworzeń ciepłych, mruczących i niebywale lojalnych wobec ludzi. Kiedy dzisiaj opowiadam o nich, widzę jak bardzo odbiegały od standardów kociego zachowania.
   Trzeba przyznać, że wszystkie zwierzęta w gospodarstwie były wyjątkowo oswojone i przywiązane do człowieka. Głównie za sprawą Babci, która traktowała je w sposób niby zwykły i szorstki ale podszyty nieudawaną troską. A one odwdzięczały się swoim oddaniem i miłością bezwarunkową. Do tego stopnia, że krowy trzeba było pasać, bo pozostawione same na polu nie chciały jeść.
   Każdy kot zachowywał się raczej jak pies, towarzysząc nam na spacerach, pasając z nami krowy czy witając wracających z podróży. Psy docierały półżywe po krwawych wioskowych bitwach na drogę prowadzącą do domu. Tu padały nieprzytomne z nadzieją, że jednak człowiek je znajdzie i ocali. Zresztą nigdy się nie zawiodły. Razem z kotami wychodziły na spotkanie wracającym do domu, sobie tylko znanymi metodami przewidując godzinę powrotu.
  Stadko Babci kur, dawało zawsze najlepsze jaja, które odstawiane do sklepu w Rakowie cieszyły się nieodmiennym powodzeniem. Inna sprawa, że kury na młyńskim wikcie nie miały szans zaznać głodu czy nawet niedostatku.
   To było niezaprzeczalne dzieło Babci. Na pozór z dystansem, nie umiejącej okazywać uczuć ludziom, dawała to wszystko co było w niej skryte, zwierzętom i roślinom. Jej pieszczoty były twarde i nieporadne a mimo to, zapamiętałam je wyraźnie. Kiedy leżałyśmy na kocu pilnując pasących się krów, głaskała mnie po głowie a jej zapach przenikał mi we włosy. Słodki zapach krów i świeżo dojonego mleka.
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz