niedziela, 28 czerwca 2015

Duch



    Kiedy wujek dobudował pokój i kuchnię z sionką z tyłu domu, czasami sypiałam w ich kuchni. Była nieduża ale mieściła kredens ze wszystkimi statkami Cioci, mały stolik z dwoma krzesłami i kanapę ustawioną pod oknem, wychodzącym na sad za domem. Od śpiącej rodziny i centrum domu, jakim była duża kuchnia, dzieliła mnie spora przestrzeń.
   W kuchence Cioci były trzy pary drzwi. Jedne prowadziły do łazienki, drugimi można było wejść do pokoju Cioci i Wujka a ostatnie wiodły do małej sionki, przez którą wychodziło się do sadu.
   Sionka pełniła funkcje dodatkowej spiżarni  gdzie, w czasach kiedy Babcia już nie piekła chleba, przechowywano wielkie bochny kupowane raz na tydzień w piekarni w Szydłowie. Dostarczaliśmy im własną mąkę, żeby mieć pewność dobrej jakości wypieku a potem odbieraliśmy upieczony chleb. Tam wynosiło się też gorące potrawy do wystudzenia, bo położona od strony północnej, zatrzymywała chłód przez cały dzień.
   Buszowałam nieraz w kredensie Cioci oglądając z zainteresowaniem miski, garnki o niewiadomym mi przeznaczeniu, ozdobne talerze, szklanki, kieliszki i zastawy do kawy i herbaty. Podziwiałam półmiski w kształcie ryby i te z ułożonymi w okrąg zagłębieniami wielkości połówki jajka. Kieliszki o barwnych nóżkach stojące w karnych szeregach tuż koło szklanek różnych wielkości. Ułożone w stos  talerze zajmowały całą półkę wypełniając ją po brzegi. Na dole lśniły nowością garnki tak bardzo inne od tych odymionych od ognia, używanych w kuchni. Wszystko czekało cierpliwie na swój czas. Jednak nie widywałam tych naczyń w codziennym użyciu. Patyna lekkiego kurzu okrywała ich gładkie powierzchnie dając wyraz ich i Cioci cierpliwości w oczekiwaniu na niezależność i bogate życie towarzyskie.
   Przychodziłam do tej kuchenki żeby pobawić się w dom a Ciocia chętnie pozwalała mi używać swych skarbów, może z myślą, że chociaż tak nadam im pozory prawdziwego życia.
   Kiedy jako kilkuletniej dziewczynce zaczęto pozwalać mi tam sypiać, zdobyłam niezależność, odseparowana od rodziny a jednak bezpieczna w jej zasięgu.
   Trochę było strasznie słuchać odgłosów lasu rozciągającego się nieopodal, bez bezpiecznego pochrapywania Dziadka. Szum rzeki od tej strony domu brzmiał inaczej a cisza sadu wpełzała do wnętrza cieniami gałęzi. Nie było przyjaznego cykania zegara, nie słyszałam kojącego rytmu pracy turbiny. Odcięta od odgłosów nocnego życia młyna, miałam wrażenie noclegu w namiocie w głębi lasu.
- Trzeba być odważnym, już nie jestem dzieckiem – mówiłam sobie. Poczucie samodzielności i mocy robienia co się chce, poza kontrolą dorosłych, było nagrodą za obawy. Tutaj najlepiej rozmyślało się co będzie można robić nazajutrz, jak spędzić czas najproduktywniej.
W końcu zasypiałam ukołysana własnymi wyobrażeniami.
   Tak było i tej pamiętnej nocy.
   Kiedy już zaspokoiłam potrzebę grzebania w kredensie, przejrzałam kolorowe obrazki w „Kobiecie i Życiu” znalezionej na stoliku, otuliłam się kołdrą i sen powoli ogarnął moje ciało.
   Obudził mnie, wydawało się, księżyc świecący jasno przez małe okienko. To pewnie jego światło osiadłe na twarzy przebudziło mnie ze snu. Wlewał się strugami i rozświetlał na łóżku czyniąc z niego srebrną łódź. Już zaczynałam przeobrażać się w zaginioną na lśniącym oceanie księżniczkę, kiedy nagle …usłyszałam pobrzękiwanie. Nierówne, jakby ktoś dzwonił łańcuchem, pociągając go od czasu do czasu. Wstrzymałam oddech.
- Tak, to te wszystkie pokutujące dusze, o których opowiadali wieczorami dorośli, wypełzły z lasu - zadrżałam.
- A może to jeździec bez głowy na swym rumaku, przemierzający pola w poszukiwaniu zbłąkanych ludzi? Przypomniałam sobie opowieści chłopów we młynie.
- To na pewno ON!
Znowu dzwonienie…teraz jakby bliżej. Naciągnęłam kołdrę na głowę z nadzieją, że ukryję się przed nadchodzącym niebezpieczeństwem. Czego on chce ode mnie i czy uda mu się przeniknąć przez ścianę?
- O rety! Łóżko stoi tuż koło okna!
Dzieliła mnie od sadu tylko szyba. Co to jest szyba dla takiego ducha? On przenika przez wszystko.
I wtedy łańcuch zabrzęczał tuż pod oknem, na dodatek usłyszałam jakby stąpanie. Ale tego już nie byłam pewna do końca, bo moje walące serce skutecznie zaburzało odgłosy z sadu. Czułam szaleńcze tempo jego uderzeń w gardle, w żołądku, dłonie zaciśnięte kurczowo na brzegu kołdry drżały w jego rytmie. Następne pobrzękiwanie usłyszałam jakby trochę dalej, ale nie wysunęłam głowy spod kołdry, nie dowierzając, że niebezpieczeństwo się oddala. Kolejny odgłos łańcucha dobiegł mnie od strony rzeki.
- Aha! Znaczy nie wyczuł mojej obecności i szuka ofiary w jej pobliżu - pomyślałam z nadzieją.
A może chce się przeprawić na drugi brzeg na łąki, żeby tam pognać na swoim wierzchowcu przed siebie?
Czekałam.
Serce waliło mi odmierzając z niepokojem czas.
Czekałam.
Cisza.
Pod kołdrą robiło się coraz duszniej. - A może jak wysunę trochę głowę to będę mogła ocenić czy jeszcze coś słychać?- zastanawiałam się.
Cisza.
Może już zniknął w oparach  nocy. Serce wiedzione własnym rozumem pomału zwalniało swój rytm.
Cisza.
I tak zawieszona między czekaniem na zagrożenie a ulgą, bo pewnie sobie poszedł, w końcu zapadłam ponownie w sen.
   Obudziłam się rano z dziwnym uczuciem niepokoju. Dopiero po chwili przypomniałam sobie nocną przygodę. Rzuciłam się do okienka, żeby sprawdzić czy nic się za nim nie czai. Nic, tylko spokojny poranny sad. Wstałam i pobiegłam do kuchni wołając
- Babciu, Ciociu!
Wpadłam kiedy Wujek właśnie kończył zdanie
- …no i wędrował do rzeki. Pewnie chciało mu się pić
- Kto wujku, kto?
- No, cielak co się urwał sąsiadowi z łańcucha.

4 komentarze:

  1. Muuuuuuuuu!
    Uchuuuuuuu!
    Przeeeeeeeebacz miiiii Brunhiiiiiiiiiildo :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra dobra, teraz już się nie boję :) Chyba... ;)

      Usuń
    2. Eeee tam! banie się ma swoje uroki :-)

      Usuń
  2. ...trzymaj tak.Ale co powie Sandomierz gdy dowie się o ŻYCINACH.....pomyślności w twórczości....
    Z.

    OdpowiedzUsuń