Kiedy wujek
dobudował pokój i kuchnię z sionką z tyłu domu, czasami sypiałam w ich kuchni.
Była nieduża ale mieściła kredens ze wszystkimi statkami Cioci, mały stolik z
dwoma krzesłami i kanapę ustawioną pod oknem, wychodzącym na sad za domem. Od
śpiącej rodziny i centrum domu, jakim była duża kuchnia, dzieliła mnie spora
przestrzeń.
W kuchence Cioci
były trzy pary drzwi. Jedne prowadziły do łazienki, drugimi można było wejść do
pokoju Cioci i Wujka a ostatnie wiodły do małej sionki, przez którą wychodziło
się do sadu.
Sionka pełniła
funkcje dodatkowej spiżarni gdzie, w
czasach kiedy Babcia już nie piekła chleba, przechowywano wielkie bochny
kupowane raz na tydzień w piekarni w Szydłowie. Dostarczaliśmy im własną mąkę,
żeby mieć pewność dobrej jakości wypieku a potem odbieraliśmy upieczony chleb.
Tam wynosiło się też gorące potrawy do wystudzenia, bo położona od strony
północnej, zatrzymywała chłód przez cały dzień.
Buszowałam nieraz
w kredensie Cioci oglądając z zainteresowaniem miski, garnki o niewiadomym
mi przeznaczeniu, ozdobne talerze, szklanki, kieliszki i zastawy do kawy i
herbaty. Podziwiałam półmiski w kształcie ryby i te z ułożonymi w okrąg zagłębieniami wielkości połówki jajka. Kieliszki o barwnych nóżkach stojące w karnych szeregach tuż koło szklanek różnych wielkości. Ułożone w stos talerze zajmowały całą półkę wypełniając ją po brzegi. Na dole lśniły nowością garnki tak bardzo inne od tych odymionych od ognia, używanych w kuchni. Wszystko czekało cierpliwie na swój czas. Jednak nie widywałam tych naczyń w codziennym
użyciu. Patyna lekkiego kurzu okrywała ich gładkie powierzchnie dając wyraz ich
i Cioci cierpliwości w oczekiwaniu na niezależność i bogate życie towarzyskie.
Przychodziłam do
tej kuchenki żeby pobawić się w dom a Ciocia chętnie pozwalała mi używać swych
skarbów, może z myślą, że chociaż tak nadam im pozory prawdziwego życia.
Kiedy jako
kilkuletniej dziewczynce zaczęto pozwalać mi tam sypiać, zdobyłam niezależność,
odseparowana od rodziny a jednak bezpieczna w jej zasięgu.
Trochę było
strasznie słuchać odgłosów lasu rozciągającego się nieopodal, bez bezpiecznego
pochrapywania Dziadka. Szum rzeki od tej strony domu brzmiał inaczej a cisza sadu
wpełzała do wnętrza cieniami gałęzi. Nie było przyjaznego cykania zegara, nie
słyszałam kojącego rytmu pracy turbiny. Odcięta od odgłosów nocnego życia
młyna, miałam wrażenie noclegu w namiocie w głębi lasu.
- Trzeba być odważnym, już nie jestem dzieckiem – mówiłam
sobie. Poczucie samodzielności i mocy robienia co się chce, poza kontrolą
dorosłych, było nagrodą za obawy. Tutaj najlepiej rozmyślało się co będzie
można robić nazajutrz, jak spędzić czas najproduktywniej.
W końcu zasypiałam ukołysana własnymi wyobrażeniami.
Tak było i tej
pamiętnej nocy.
Kiedy już
zaspokoiłam potrzebę grzebania w kredensie, przejrzałam kolorowe obrazki w „Kobiecie i Życiu”
znalezionej na stoliku, otuliłam się kołdrą i sen powoli ogarnął moje ciało.
Obudził mnie,
wydawało się, księżyc świecący jasno przez małe okienko. To pewnie jego światło
osiadłe na twarzy przebudziło mnie ze snu. Wlewał się strugami i
rozświetlał na łóżku czyniąc z niego srebrną łódź. Już zaczynałam przeobrażać
się w zaginioną na lśniącym oceanie księżniczkę, kiedy nagle …usłyszałam
pobrzękiwanie. Nierówne, jakby ktoś dzwonił łańcuchem, pociągając go od czasu
do czasu. Wstrzymałam oddech.
- Tak, to te
wszystkie pokutujące dusze, o których opowiadali wieczorami dorośli, wypełzły z
lasu - zadrżałam.
- A może to jeździec bez głowy na swym rumaku, przemierzający pola w poszukiwaniu zbłąkanych ludzi? Przypomniałam sobie opowieści chłopów we młynie.
- A może to jeździec bez głowy na swym rumaku, przemierzający pola w poszukiwaniu zbłąkanych ludzi? Przypomniałam sobie opowieści chłopów we młynie.
- To na pewno ON!
Znowu dzwonienie…teraz jakby bliżej. Naciągnęłam kołdrę na
głowę z nadzieją, że ukryję się przed nadchodzącym niebezpieczeństwem. Czego on
chce ode mnie i czy uda mu się przeniknąć przez ścianę?
- O rety! Łóżko stoi
tuż koło okna!
Dzieliła mnie od sadu tylko szyba. Co to jest szyba dla
takiego ducha? On przenika przez wszystko.
I wtedy łańcuch zabrzęczał tuż pod oknem, na dodatek
usłyszałam jakby stąpanie. Ale tego już nie byłam pewna do końca, bo moje
walące serce skutecznie zaburzało odgłosy z sadu. Czułam szaleńcze tempo jego
uderzeń w gardle, w żołądku, dłonie zaciśnięte kurczowo na brzegu kołdry drżały
w jego rytmie. Następne pobrzękiwanie usłyszałam jakby trochę dalej, ale nie
wysunęłam głowy spod kołdry, nie dowierzając, że niebezpieczeństwo się oddala.
Kolejny odgłos łańcucha dobiegł mnie od strony rzeki.
- Aha! Znaczy nie wyczuł mojej obecności i szuka ofiary w jej pobliżu - pomyślałam z nadzieją.
- Aha! Znaczy nie wyczuł mojej obecności i szuka ofiary w jej pobliżu - pomyślałam z nadzieją.
A może chce się przeprawić na drugi brzeg na łąki, żeby tam
pognać na swoim wierzchowcu przed siebie?
Czekałam.
Serce waliło mi odmierzając z niepokojem czas.
Serce waliło mi odmierzając z niepokojem czas.
Czekałam.
Cisza.
Cisza.
Pod kołdrą robiło się coraz duszniej. - A może jak wysunę
trochę głowę to będę mogła ocenić czy jeszcze coś słychać?- zastanawiałam się.
Cisza.
Może już zniknął w oparach
nocy. Serce wiedzione własnym rozumem pomału zwalniało swój rytm.
Cisza.
I tak zawieszona między czekaniem na zagrożenie a ulgą, bo
pewnie sobie poszedł, w końcu zapadłam ponownie w sen.
Obudziłam się rano
z dziwnym uczuciem niepokoju. Dopiero po chwili przypomniałam sobie nocną
przygodę. Rzuciłam się do okienka, żeby sprawdzić czy nic się za nim nie czai.
Nic, tylko spokojny poranny sad. Wstałam i pobiegłam do kuchni wołając
- Babciu, Ciociu!
Wpadłam kiedy Wujek właśnie kończył zdanie
- …no i wędrował do rzeki. Pewnie chciało mu się pić
- Kto wujku, kto?
- No, cielak co się urwał sąsiadowi z łańcucha.
Muuuuuuuuu!
OdpowiedzUsuńUchuuuuuuu!
Przeeeeeeeebacz miiiii Brunhiiiiiiiiiildo :-)
Dobra dobra, teraz już się nie boję :) Chyba... ;)
UsuńEeee tam! banie się ma swoje uroki :-)
Usuń...trzymaj tak.Ale co powie Sandomierz gdy dowie się o ŻYCINACH.....pomyślności w twórczości....
OdpowiedzUsuńZ.