czwartek, 26 marca 2015

polowanie na szczupaka


  

 Obraz nieznanego autora z bloga tylkoryby.pl

 Pamiętam wyjątkowego szczupaka złapanego w starym korycie rzeki.
Aby dojść do starego koryta, trzeba było przejść przez jaz na drugą stronę i cofnąć się pod prąd, idąc brzegiem rzeki w stronę Rakowa. Wzdłuż nurtu był, prawie całkiem zarośnięty lilią wodną, moczarką kanadyjską i pałką wodną przy brzegu, długi fragment starego koryta.
Nie wiadomo kiedy rzeka zmieniła swój bieg na tym odcinku, ale stało się to zanim ja się tam pojawiłam.
   To było kolejne miejsce do wędkowania dla Wujka. Tam też odkrył On zatwardziałego zawodnika. Starego, wielkiego szczupaka, który wielokrotnie urywał mu się z żyłki uchodząc cało z łowów.
   Wujek się uparł. Po jego wielu próbach, w końcu nastało popołudnie, kiedy wybraliśmy się tam we trójkę. Wujek, mój brat i ja. Wiedzieliśmy , że to wyjątkowe łowy i zdobycz jest sprytniejsza od wszelkiej do tej pory spotkanej. Ów szczupak budził we mnie szacunek a w Wujku dziki instynkt łowcy. Nagle ryba stała się w moich oczach nie bezbronnym stworzeniem tylko groźnym przeciwnikiem zasługującym na podziw. O ile trudno było mi wtedy ryby traktować jako rozumne istoty, ta jedna wymykała się wszystkim standardom.
   To była wędka z błyszczykiem. Żadne zanęty nie sprawdziły się wcześniej. Co prawda Wujek przez kilka dni dokarmiał starego wyjadacza, chcąc przyzwyczaić go do jednego miejsca, ale wynik łowów i tak był niewiadomy. Jedno było pewne. Obie strony były coraz bardziej zdeterminowane. Mężczyzna , w którym obudził się dziki łowca i szczupak, któremu kończyły się możliwości zdobycia pożywienia w coraz mniejszym akwenie zarastanym roślinnością.
   Jesteśmy. Wujek montuje wędkę. Najpierw kilka kawałków chleba rzuconych w wyznaczone miejsce. Znikają! Więc ze świstem odwijanej żyłki, błyszczyk z pluskiem wpada do wody. Potem terkot kołowrotka, kiedy Wujek wybiera żyłkę. I znowu. Świst żyłki, terkot kołowrotka. Nie pamiętam ile to trwało. Wydaje mi się , że krótko. Ale pamiętam nasz okrzyk
- Jest!- kiedy żyłka naprężyła się i zaczęła odwijać jak szalona z kołowrotka.
Teraz powoli, ostrożnie. Trochę wybrać, trochę popuścić. Żeby zmęczyć przeciwnika. Przecież już tyle razy w decydującej chwili  ostatnim szarpnięciem wyrywał się i tylko plusk ogona dawał znać, że znika.
A więc: wybrać, popuścić... wybrać, popuścić. I coraz bliżej nas.
W końcu kiedy opór ryby słabnie i jest dostatecznie blisko brzegu, Wujek gwałtownie podrywa wędkę i ryba ląduje na trawie wściekle waląc ogonem.
Rzucamy się ku niej. Wujek łapie ją oburącz i przydusza do ziemi. Potem wali trzonkiem wędki w łeb i ogłusza. My mamy odpowiedzialne zadanie . Trzymając ją, we dwoje biegniemy ze zdobyczą do domu. Serce wali z emocji. Przyglądam się jej szczękom z szeregiem ostrych zębów, wybałuszonym oczom i biegnę ściskając jej ogon, który przypadł mi do pilnowania.
Wpadamy do domu.
- Babciu, Babciu, jest, udało się !
Obie, Babcia i Ciocia przyglądają się w zdumieniu szczupakowi.
- Takiego wielkiego jeszcze nie widziałam- Babcia kładzie rybę na stolnicy.
Mimo, że się nie rusza, woli ogłuszyć ją jeszcze raz.
Potem już spokojnie zabiera się za skrobanie.
I wtedy... szczupak... chlast ogonem! Wypręża się i wyskakuje prosto w Babci twarz, aż w końcu ląduje na podłodze.
Taka to była Bestia!

Tak wiele nauczyłam się tego popołudnia. Szacunku do zwierzęcia, emocji wygranej i satysfakcji z dobrze wykonanej pracy. Poznałam smak łowów i zwycięstwa. Ale też, zobaczyłam wielkość i siłę przyrody za sprawą starego wojowniczego szczupaka. Cześć jego pamięci!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz