piątek, 20 marca 2015

Mój Dziadek


Dziadek z synami Zdzichem i Jurkiem







 Wygrzebał go dla mnie mój Syn Marek, któremu bardzo dziękuję. Temu filmowi zawdzięczam niezwykłe chwile wzruszeń.
   Każdy kto znał mojego Dziadka, przyzna jak wielkie podobieństwo jest między tymi Panami. Począwszy od kaszkietu i marynarki noszonej nieraz do młyna, przez astmę, która Go dręczyła i była powodem Jego śmierci. Przez wychudzoną postać, do pobrużdżonej twarzy i świszczącego oddechu. Przez obsypane mąką ubranie do spracowanych dłoni. Tak samo złakniony wiedzy i uznany za kułaka przez władze ludowe, mielił mąkę na biały, wspaniały puch i był dumny ze swojej pracy.
   A młyn wyglądał bardzo podobnie od środka. Pamiętam pasy transmisyjne i jak Dziadek zaglądał do maszyn sprawdzając jakość sypiącej się mąki. Tęsknię za tym obrazem i za Dziadkiem, który niechętnie dawał się poznać.

   Budząc się rano,kiedy sypiałam z Babcią i Dziadkiem w ich łóżku, czekałam na moment, kiedy wyciągnie do mnie rękę i połaskocze niezdarnie, uśmiechając się z lekka.
- No co tam, Malinka? - zapyta i wstanie do swoich obowiązków.
   Albo zamknięty za drzwiami w pokoju, zacznie grać na akordeonie, nie wpuszczając nikogo do środka.
   Albo wieczorem, pochylony przy stole w kuchni, mozolnie zacznie uzupełniać księgi młynarskie, żeby wszystko zgadzało się co do joty. 
   Przychodząc z młyna  na posiłek, strzepywał o kolano zdjęty kaszkiet i wieszał go na gwoździu koło drzwi. Miał swoje krzesło przy stole, którego nikt nie zajmował. Miał swoje radyjko tranzystorowe, przez które słuchał wiadomości przy śniadaniu. Miał swoje nawyki i przyzwyczajenia.
   Tylko w niedzielę rano mogłam przyglądać się Jego rytuałowi golenia. Bo tylko wtedy pozwalał sobie na dłuższy sen i wstawaliśmy razem, dużo później niż Babcia.
   W kuchni trwała kobieca poranna krzątanina a On  zdejmował z kredensu swoje golarskie pudełko i siadał przy stole. W pudełku z lustrzaną pokrywką, każdy przyrząd w osobnej przegródce czekał na użycie. Wyciągał skórzany pasek, zaczepiał go o oparcie krzesła robiąc pętlę, naciągał i ostrzył na nim brzytwę. Potem wyjmował malutką miseczkę, w której pędzlem rozkręcał mydło na pianę w gorącej wodzie. Opierał rozkładaną pokrywkę pudełka o jego brzeg i tworzył lusterko. I już brał się do golenia.
   Nigdy nie powiedział mi ani słowa, kiedy zafascynowana przyglądałam się jego precyzyjnym ruchom brzytwy. Bojąc odezwać się, aby przypadkiem nie pomylił się w ruchach i nie zrobił sobie krzywdy, siedziałam i patrzyłam z szeroko otwartymi oczami.
   Dzisiaj myślę, że lubił kiedy tak tkwiłam koło niego, uczestnicząc milcząco w jego rytuale. Dla mnie był niezwykły, dla innych tylko codzienny.
   Dzisiaj wiem, że zawdzięczam Mu swój introwertyzm i milkliwość, swoją potrzebę realizowania siebie w każdych warunkach.
   Dzisiaj tęsknię za Jego poukładaniem i pracowitością i żałuję,że nie poznaliśmy się bliżej.
Mój Dziadek.

4 komentarze:

  1. Tak pięknie i obrazowo snujesz te wspomnienia, że czuję się jak bym osobiście w tym wszystkim uczestniczyła. Boję się co będzie jak o wszystkim opowiesz. Mam tylko nadzieję, że prędko to nie nastąpi...
    Pozdrawiam z pierwszym dniem wiosny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama się dziwię że wciąż mam o czym pisać. Jeszcze tyle tego jest i napływa falami. A potem... może inny blog i inny temat :) I dzięki za dobre słowo :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Taaak, pamiętam :-) i mój Dziadek ostrzył brzytwę w ten sam sposób i miał bardzo podobny rytuał :-)

    OdpowiedzUsuń