Obraz nieznanego autora z bloga tylkoryby.pl
Pamiętam wyjątkowego szczupaka złapanego w starym korycie rzeki.
Aby dojść do starego koryta, trzeba było przejść przez jaz
na drugą stronę i cofnąć się pod prąd, idąc brzegiem rzeki w stronę Rakowa.
Wzdłuż nurtu był, prawie całkiem zarośnięty lilią wodną, moczarką kanadyjską i
pałką wodną przy brzegu, długi fragment starego koryta.
Nie wiadomo kiedy rzeka zmieniła swój bieg na tym odcinku,
ale stało się to zanim ja się tam pojawiłam.
To było kolejne
miejsce do wędkowania dla Wujka. Tam też odkrył On zatwardziałego zawodnika.
Starego, wielkiego szczupaka, który wielokrotnie urywał mu się z żyłki uchodząc
cało z łowów.
Wujek się uparł.
Po jego wielu próbach, w końcu nastało popołudnie, kiedy wybraliśmy się tam we
trójkę. Wujek, mój brat i ja. Wiedzieliśmy , że to wyjątkowe łowy i zdobycz
jest sprytniejsza od wszelkiej do tej pory spotkanej. Ów szczupak budził we
mnie szacunek a w Wujku dziki instynkt łowcy. Nagle ryba stała się w moich
oczach nie bezbronnym stworzeniem tylko groźnym przeciwnikiem zasługującym na
podziw. O ile trudno było mi wtedy ryby traktować jako rozumne istoty, ta jedna
wymykała się wszystkim standardom.
To była wędka z
błyszczykiem. Żadne zanęty nie sprawdziły się wcześniej. Co prawda Wujek przez
kilka dni dokarmiał starego wyjadacza, chcąc przyzwyczaić go do jednego
miejsca, ale wynik łowów i tak był niewiadomy. Jedno było pewne. Obie strony
były coraz bardziej zdeterminowane. Mężczyzna , w którym obudził się dziki
łowca i szczupak, któremu kończyły się możliwości zdobycia pożywienia w coraz
mniejszym akwenie zarastanym roślinnością.
Jesteśmy. Wujek
montuje wędkę. Najpierw kilka kawałków chleba rzuconych w wyznaczone miejsce.
Znikają! Więc ze świstem odwijanej żyłki, błyszczyk z pluskiem wpada do wody.
Potem terkot kołowrotka, kiedy Wujek wybiera żyłkę. I znowu. Świst żyłki,
terkot kołowrotka. Nie pamiętam ile to trwało. Wydaje mi się , że krótko. Ale
pamiętam nasz okrzyk
- Jest!- kiedy żyłka naprężyła się i zaczęła odwijać jak
szalona z kołowrotka.
Teraz powoli, ostrożnie. Trochę wybrać, trochę popuścić.
Żeby zmęczyć przeciwnika. Przecież już tyle razy w decydującej chwili ostatnim szarpnięciem wyrywał się i tylko
plusk ogona dawał znać, że znika.
A więc: wybrać, popuścić... wybrać, popuścić. I coraz bliżej
nas.
W końcu kiedy opór ryby słabnie i jest dostatecznie blisko
brzegu, Wujek gwałtownie podrywa wędkę i ryba ląduje na trawie wściekle waląc
ogonem.
Rzucamy się ku niej. Wujek łapie ją oburącz i przydusza do
ziemi. Potem wali trzonkiem wędki w łeb i ogłusza. My mamy odpowiedzialne
zadanie . Trzymając ją, we dwoje biegniemy ze zdobyczą do domu. Serce wali z
emocji. Przyglądam się jej szczękom z szeregiem ostrych zębów, wybałuszonym
oczom i biegnę ściskając jej ogon, który przypadł mi do pilnowania.
Wpadamy do domu.
- Babciu, Babciu, jest, udało się !
Obie, Babcia i Ciocia przyglądają się w zdumieniu
szczupakowi.
- Takiego wielkiego jeszcze nie widziałam- Babcia kładzie
rybę na stolnicy.
Mimo, że się nie rusza, woli ogłuszyć ją jeszcze raz.
Potem już spokojnie zabiera się za skrobanie.
I wtedy... szczupak... chlast ogonem! Wypręża się i
wyskakuje prosto w Babci twarz, aż w końcu ląduje na podłodze.
Taka to była Bestia!
Tak wiele nauczyłam się tego popołudnia. Szacunku do
zwierzęcia, emocji wygranej i satysfakcji z dobrze wykonanej pracy. Poznałam
smak łowów i zwycięstwa. Ale też, zobaczyłam wielkość i siłę przyrody za sprawą
starego wojowniczego szczupaka. Cześć jego pamięci!